Blask obrazów. O trójmiejskich artystkach zmieniających przestrzeń w złoto.

Przywilejem Trójmiasta jest obecność natury, która koresponduje z tkanką urbanistyczną. Wielki przemysł sąsiaduje z błękitnym morzem i zielonymi wzgórzami morenowymi. Okna mieszkań i obszarów postindustrialnych otwierają się na niesamowitą przestrzeń i w konsekwencji – na kolor. Grzechem byłoby pozbawić barw betonowe lofty i przeszklone poddasza. Sztuka, którą się otaczamy, często zmienia diametralnie miejsca, w których żyjemy. Podobnie jest z malarstwem abstrakcyjnym. Daje ono nieskończone możliwości interpretacyjne, ponieważ nie jest dosłowne, posługuje się malarskim esperanto.

Amerykańska artystka, Helen Frankenthaler – twórczyni pojęcia color field painting – używała mocno rozrzedzonych w terpentynie farb na niezagruntowanych płótnach. Tworzyła tym samym kompozycje oparte na przypadku i sile koloru. Jeden z jej piękniejszych obrazów, Zatoka, znajdujący się w Detroit Institute of Arts w USA, stanowi doskonały przykład malarstwa działającego silnie kolorem i intuicją. Podobną wrażliwość odnajduję w pracach Aleksandry Szewczuk. Pruskie błękity czy ciepłe ugry poprzeplatane soczystą zielenią, rozświetlone pojawiającą się pomarańczową plamą tworzą ciepłe krajobrazy przywodzące na myśl właśnie kontury najpiękniejszego nadmorskiego kurortu – Sopotu. Obrazy Szewczuk prowadzą dialog z flagową dwudziestowieczną abstrakcją amerykańską, ale odwołują się również do uduchowionej sfery prac Marka Rothko. Artysta podkreślał, że barwa i kompozycja opowiadają o ciele człowieka; tak naprawdę obrazy te wprowadzają widza do świątyni kontemplacji. Rothko odrzucał klasyfikowanie go jako abstrakcjonistę, chociaż w późnych latach czterdziestych dwudziestego wieku całkowicie odrzucił figurację. Jego obraz z 1960 roku, Bez tytułu, znajdujący się w prywatnej kolekcji, działa nasyconą barwą czerwieni, która zmienia kolor w medytację. Podobnie malarstwo Szewczuk oddziałuje na otoczenie, wprowadza odbiorcę w stan wyciszenia i oferuje pewien rodzaj intymnej mantry.

Inaczej działa we wnętrzach zgeometryzowane i niemal matematyczne w swoim wyrazie malarstwo Agnieszki Srokosz. Artystka przeszywa światłem uporządkowane kompozycje, które przypominają industrialny charakter niegdysiejszej i współczesnej Gdyni. Zdecydowane magenty czy karminy zderzane są – czasem na mikroskopijnych płótnach – z ostrymi cynkowymi bielami, rozproszonymi ultramarynami. Powstają odważne prace, które budują wrażenie industrialnych pejzaży. Kiedy na nie patrzę, myślę o arteriach nowojorskich u Pieta Mondriana, który zunifikował pejzaż wielkiej metropolii. Broadway Boogie Woogie – namalowany w latach czterdziestych, znajdujący się w zbiorach Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku – urzeka nowatorstwem. Także Srokosz w progresywny sposób wprowadza odbiorcę na ruchliwe ulice, migoczące neonami i światłami sygnalizacji na skrzyżowaniach, odbijające blask zachodzącego gdzieś nad ulicznymi kaskadami złotawego słońca.

Kontemplacyjne drganie morza w twórczości Szewczuk, rozwibrowana tkanka wielkiego miasta na płótnach Srokosz i wreszcie ostatnia bohaterka malarskiej opowieści – Paulina Rogalska. Jej monochromatyczne, dostojne płótna urzekają raz spokojną, raz bardziej nasyconą kompozycją barwną. Rogalska stosuje seledynowe zielenie jako tła i wmalowuje w centrum uwagi świetliste okręgi, przywodzące na myśl op-artowskie malarstwo Wojciecha Fangora. Jej eleganckie oleje świetnie odzwierciedlają wiek kamienic, uliczek i mglistej atmosfery gdańskich zakamarków. Oto zielonkawe ulice napotykają nagle na blade światło ulicznych latarni.

Wnętrza żyją dłużej i intensywniej wraz z towarzyszącymi im obrazami, czy to tymi na płótnach, czy w formie inkografii. W zależności od przestrzeni – czasem bardziej stonowanych – niczym otulonych szarymi welurowymi zasłonami – innym razem odważnie skąpanych w soczystej ferii barw czy ornamentów odbijających się od luster i marmurów. Malarstwo abstrakcyjne prowadzi dialog z wnętrzem, definiuje je, ale też oswaja czy wręcz nazywa, zamieniając w przywołane w tytule złoto. Sztuka pozwala przemienić za pomocą wirtuozerii malarskiej mieszkanie w czystą wizualną magię.

W nagłówku obraz Agnieszki Srokosz Red District, 2022, akryl na płótnie 100×100 cm.